piątek, 22 kwietnia 2016

Zakupy

Obadałem niedawno chińskie allegro (Taobao). Ono ma ten feler, że jest po chińsku, jednak udało mi się je ogarnąć za pomocą "domyślania się", metody prób i błędów oraz Google translatora. W ten sposób zakupiłem sandały, które są tanie, wygodne i pasują. Rozochocony postanowiłem zrealizować dawno planowany zakup i kupić najprostszą na świecie drukarkę atramentową. Okazało się że moje pojęcie "drukarki", jako "technicznego debila" (copyright do frazy:  osobisty ojciec) jest cokolwiek wąskie i musiałem przedzierać się przez tonę drukarek 3D, drukarek śmakich, owakich, niewiadomojakich zanim znalazłem coś co wyglądało znajomo. Rozochocenie poprzednim udanym zakupem trzymało się mnie jednak nadal, i postanowiłem nie wrzucać opisu drukarki w translatora i skupiłem się na tym, że wygląda jak drukarka i drukuje na papierze. Poklikałem, zakupiłem, zwyciężyłem. Następnego dnia dostaję trzy połączenia z tego samego, nieznanego numeru. Myślę, jest jakaś awaria, tylko jaka.

No niestety facet śmiga po ichniemu, bo po jakiemu ma śmigać.Ja też próbuję po ichniemu, ale "śmiganiem" bym tego nie nazwał.
Wyglądało to mniej więcej tak:

- Halo? (niezrozumiały potok słów)
- Yyyy... eeee... nie rozumiem.
- (niezrozumiały potok słów) taobao (niezrozumialy potok słów) nie rozumiesz po chińsku?
- Aaaa, taobao... nie, nie rozumiem po chińsku.
- (niezrozumiały potok słów)
- (rozłączam się)

Potem dostaję sms-a, z którego, po wrzuceniu w translatora, wynika że facet jest ciężko zdziwiony że jakiś przypadkowy obcokrajowiec z Guandong chciał akurat TEN produkt. No to sprawdzam jeszcze raz, tylko tym razem wpadam na to, aby wrzucić nazwę produktu w tłumacza. Okazuje się, że kupiłem minidrukarkę do paragonów. No to teraz jest awaria, gdyż Chińczyka pod ręką brak, a trzeba działać szybko, gdyż nie uśmiecha mi się przepierdzielić dwóch stów na zostanie rekinem chińskiego biznesu, którym nigdy nie zostanę. No więc kminię, tłumaczę, pocę się i sporządzam na piśmie frazy które spróbuję powtórzyć przez telefon. Prawdopodobnie zabrzmiało to jakoś tak:

- Yyy... eeee... haloooo? No bo ten... bardzo strasznie przepraszam... ja popełnić błąd... nie chcieć turkawka jednak... odwołać zakup możliwe?
- Teraz to ja nie rozumiem...
- nie chcieć turkawka. Nie-chcieć. Błąd. Odwołać? Proszę.
- (niezrozumiały potok słów, ale miałem wrażenie, że ciężko wzdycha)
- (rozłączam się)

Ostatnia szansa. Piszę esemesa, skrupulatnie i w pocie czoła kopiując z translatora znaczek po znaczku, z których żadnego nie znam.

Ufff. Zrozumiał. Transakcja wstrzymana.

Poszedłem po rozum do głowy i zamiast "printer" w wyszukiwarce wpisałem "ink printer". Poklikałem. Zakupiłem. Sukcesu nie ogłaszam. Czekam na paczkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz